Gdyby ktoś zapytał mnie: "Czy wiem jak wygląda Bóg?" odpowiedziałbym: "Nie wiem, ponieważ nigdy go nie widziałem." Gdyby ktoś zapytał mnie: "Kim jest Bóg?" opowiedziałbym: "Jest wszystkim, drogą, prawdą, życiem." Gdyby ktoś zapytał mnie: "Czy w swoim życiu doświadczyłem Bożej opieki?" Chętnie podzieliłbym się osobistym przeżyciem związanym z Jego opieką.
Wszystko zaczęło się w momencie, gdy moje dotychczasowe życie legło w gruzach. Po skończeniu szkoły średniej, dostałem się na studia, w czasie których straciłem dwóch najbliższych przyjaciół. Podczas czerwcowej sesji II-go roku rozstałem się, a raczej rozpadł się mój związek z dziewczyną, z którą wiązałem poważne plany. Doszła do tego separacja moich rodziców. Były to bardzo bolesne przeżycia...
Mój świat się zawalił, czułem się samotny i bezradny, jak porzucony niemowlak. Pozostał mi tylko Bóg. Ale przecież przedtem wcale mi nie był potrzebny, ja go chyba nie interesuję, on mnie nie wysłucha - myślałem - jestem takim grzesznikiem...
Mimo to jednak, coś w środku pchnęło mnie i zacząłem się modlić, czytać Pismo Święte. Ale teraz moja modlitwa różniła się od tych, które odmawiałem przedtem - była szczera, płynęła prosto z serca, była wypełniona bólem troską, żalem, pragnieniem zrozumienia i pocieszenia. (Teraz już wiem, że tylko szczera modlitwa może być owocna). I właśnie wtedy, gdy uznałem przed Jezusem swoją grzeszność, kiedy błagałem o przebaczenie win, grzechów, kiedy prosiłem o pocieszenie poczułem jakiś irracjonalny spokój. Tego nie da się od tak opowiedzieć. Modliłem się każdego dnia, pragnąłem modlitwy, była moją tarcza, stała się ucieczką od martwoty dnia codziennego. Pod koniec lipca wyjechałem na wakacje i między innymi znalazłem się w Żarach na "Przystanku Woodstock", gdzie poznałem dwie dziewczyny głoszące ewangelię (należące do Akademickiej Odnowy w Duchu Świętym). Zupełnie nieświadomie dziewczyny odpowiedziały mi na pytania dręczące mnie od dłuższego czasu, a pytań tych dziewczynom nie zadawałem. Wiedziałem, że to Bóg mówi do mnie przez ludzi. Po wakacjach, gdy rozpoczął się rok akademicki poszedłem na spotkanie do wspólnoty, do której należały te dziewczyny i tam stało się coś nie wiarygodnego. Podczas spotkania w przerwie między pieśniami jeden z członków wspólnoty miał proroctwo, jak się potem dowiedziałem był to człowiek obdarzony darem prorokowania. Słowa jakie powiedział pochodziły od Pana. On sam do mnie przemówił! On mnie pocieszył ! Powiedział : "Nie oceniam Cię tak jak ty siebie oceniasz, nie obwiniam Cię tak jak ty siebie obwiniasz, nie potępiam Cię tak jak ty siebie potępiasz, Ja jestem miłością, nikt nie żałował, kto mi zaufał, zaufaj mi" Uczucie jakie ogarnęło mnie po usłyszanych słowach było niesamowite, poczułem jakby jakaś błyskawica miłości uderzyła w moje serce i skruszyła nękające mnie troski Z moich oczy wypłynęły łzy, płakałem jak małe dziecko. Poczułem Jego ogromną miłość do mnie, poczułem jak bardzo mnie kocha! On! Sam Bóg! Pan nasz! Doznałem ogromnej radości, pocieszenia i ku memu zaskoczeniu Bóg wcale mnie nie osądził, ani nie potępił! Pan mnie uwolnił! Nie zostawił mnie! Kocham go!

Rafał z Zabrza